Archiwum kategorii: Eucharystia

Szczęściarze? A może „biadacze”? Kim jesteśmy?

Kiedy na przygotowaniu Eucharystii z grupą z Drogi Neokatechumenalnej wybrzmiał tekst niedzielnej Ewangelii, w mojej głowie zakotłowało się od dwóch myśli. Przez tydzień wciąż i wciąż wracało to, co stało się owocem tamtego przygotowania, dlatego postanowiłem o tym napisać. Bo dla mnie było to ogromne zaskoczenie! 

Szósty rozdział Ewangelii wg św. Łukasza. Jezus wybrał Dwunastu i zszedł razem z nimi z góry na równinę. Tam znajdował się tłum Jego uczniów oraz wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu.

I to jest pierwsza rzecz, która mnie uderzyła. Łukasz przedstawia dwie grupy ludzi. Mamy tłum uczniów Jezusa oraz wielkie mnóstwo ludzi, którzy przybyli, aby słuchać Mistrza z Nazaretu i znaleźć uzdrowienie z chorób, a nawet dręczeń, których źródłem były duchy nieczyste. Jezus w tamtym czasie okazuje się mieć już sporą grupę uczniów (stąd później może wysłać jeszcze siedemdziesięciu dwóch w celu głoszenia i uzdrawiania).

I teraz następuje ciekawa rzecz. Czytaj dalej

Eucharystia to nie ściema! – czyli katechezy liturgiczne

3. Jedność wielu w Eucharystii: Bóg, który służy, Bóg który kocha.

Ta konferencja, trzecia już dla Animatorów i Scholi, jest pierwszą dla naszych braci i sióstr Porządkowych! Dlatego właśnie teraz poruszona będzie sprawa służby. Niezależnie od tego, czy ktoś był wcześniej, czy nie, ta konferencja powinna być zrozumiała dla każdego.

Odczytanie: J 13

1. Zamiast słów konsekracji

Najpierw chciałbym zwrócić uwagę na słowa autora czwartej Ewangelii: Jezus, wiedząc, że nadeszła godzina Jego, by przeszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy (…) wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do misy. I zaczął obmywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.

Ten tekst dotyczy pierwszej Eucharystii. Zapisał go Jan Apostoł – naoczny świadek, uczestnik Ostatniej Wieczerzy. To on właśnie zajmował miejsce najbliżej Jezusa tak, że chcąc odpocząć, mógł oprzeć głowę na Jego piersi i wsłuchiwać się w bicie serca Jezusa. Uderzające jest, że w opisie Jana brakuje słów ustanowienia Eucharystii, Najświętszej Ofiary. Nie ma słów zapisanych u Marka, Mateusza czy Łukasza, a nawet przez św. Pawła w Pierwszym Liście do Koryntian: „Bierzcie i jedzcie; to jest Ciało moje. Bierzcie i pijcie; to jest Krew moja” (por. 11, 23-25).

Jan dlatego nie napisał słów ustanowienia, gdyż napisał nam, CZYM MA BYĆ Eucharystia i jak może ona przemienić, ukierunkować nasze życie. I zamiast napisać słowa ustanowienia, Jan opisuje obrzęd umywania uczniom nóg przez Jezusa – tak zwane mandatum.

Lecz nim się wgłębimy w ten gest i spróbujemy go zrozumieć, najpierw spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: co to znaczy LITURGIA.

2. Liturgia – czyn ludu i czyn dla ludu

Słowo to pochodzi od greckiego słowa LEITURGIA, które jest zestawieniem dwóch słów, oznaczających kolejno lud i czyn. Najczęściej tłumaczy się to słowo w ten sposób: Czyn ludu i wyjaśnia się, że chodzi o mój konkretny czyn, moje postawy, gesty lub nawet szeroko pojętą akcję liturgiczną. Lud ma coś czynić, żeby zadowolić Boga, księdza wikarego, albo żeby dostać jakąś nagrodę. Ale słowo LEITURGIA  możemy przetłumaczyć w jeszcze jeden sposób: czyn DLA ludu. Ale powstaje pytanie: czyn kogo i dla kogo?

Gest umywania nóg ma wiele znaczeń i można go rozumieć na kilku poziomach. Po pierwsze – podanie wody do nóg było w Ziemi Świętej czymś oczywistym. Na ogół panują tam wysokie temperatury, wszędzie jest piasek, pył – wypada więc, by wchodzącym do domu gościom podać wodę do umycia nóg. Jest to zwykły przejaw gościnności. Przykładem jest Abraham czy Izaak, którzy wykonują ten gest wobec swoich gości, albo o kobietach, które przynoszą gościom wodę do umycia nóg. Taką czynność sprawowała Abigail wobec Dawida.

W czasie Ostatniej Wieczerzy gospodarzem w Wieczerniku był Chrystus, toteż właśnie ON zadbał o umycie nóg swoich gości. To On wykonał ten gest. Prawdą jest, że to uczniowie na polecenie Jezusa znaleźli salę i ją przygotowali do przeżycia Paschy, ale to Jezus był gospodarzem!

Na przykład w Kanie Galilejskiej – zaprosili Jezusa, a po chwili Jezus stał się gospodarzem troszczącym się o gości weselnych i przemienił wodę w wino. Tego wina było jakieś… 800 litrów!

Kiedy Chrystus zastawia stół, uczta jest przeobfita!

My często przychodzimy na Mszę Świętą z poczuciem, że to my coś z siebie dajemy, że robimy coś dobrego, że wykonujemy „pobożny uczynek” – bo przecież poświęcamy Panu Bogu całą godzinę, a w czasie rekolekcji to nawet więcej!

To prawda – my coś Panu dajemy, ale tak naprawdę to zawsze On jest tym, który obdarowuje. To On zastawia stół. To On jest gospodarzem.

Trzeba nam bardzo mocno wniknąć w tę prawdę!

Jezus umywa nam nogi, Chrystus nas obsługuje! My coś daliśmy z siebie – przyszliśmy, nalaliśmy wina do ampułki, wrzuciliśmy komunikant do pateny, przygotowaliśmy śpiewy, zrobiliśmy próbę asysty, ale kiedy rozpoczyna się Msza, to JEZUS OBSŁUGUJE SWÓJ LUD. Wielka to sprawa! Pomimo wszystkich naszych przygotowań, poświęconego czasu, pozwolić na to, by to On zajął miejsce gospodarza, a nie ja. By to On był Panem, a nie ja.

3. Chrystus Sługa

Druga kwestia, to sprawa Chrystusa Sługi.

Jezus nie bez przyczyny składa szaty. To stwierdzenie: złożył szaty jest niesamowicie głębokie! Przytoczę słowa z 10 rozdziału Ewangelii według św. Jana, dokładnie – 17 i 18 werset: Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Użyte tutaj sformułowania oddać [położyć – tithemi] i odzyskać [otrzymać – lambano] mają swoje bliźniacze znaczenie w 13 rozdziale: złożył i przywdział.  Jezus mówi: Mam moc oddać życie i odzyskać życie, a nieco później Jezus pokazuje uczniom, że jest to prawda – składa szaty i znów przywdziewa je. Greckie słowa są (niemalże) identyczne, mają ten sam źródłosłów, etymologię! To pokazuje Jezus: składam przed wami moje życie, aby was obsłużyć i ja odzyskam życie – a wy? Wy będziecie mieli życie, jeśli pozwolicie mi na to, bym Was obsłużył.

I tutaj przyjrzyjmy się postawie Piotra.

Piotr, jak zawsze z resztą, jest taki, jak u synoptyków: wyrywa się ze swoją wiarą, a ponadto jest niesamowicie popędliwy: nie rozumiejąc gestu umywania nóg, najpierw odmawia Jezusowi, a po chwili gorąco Go prosi o umycie całego ciała! Równie nierozważnie przysięga, że pójdzie za Nim nawet na śmierć, wymachuje mieczem w Ogrójcu i wreszcie, zanim zapieje kogut, wypiera się swojego Mistrza i Pana. Ale skupmy się na tym geście umywania nóg.

Jezus podchodzi do Piotra i chce mu umyć nogi. A Piotr na to: Non lavabis mihi pedes in aeternum! – tak z greckiego na łacinę przełożył zdanie Piotra św. Hieronim w Wulgacie, a więc w łacińskim przekładzie Biblii. Co to znaczy? Nie będziesz mi umywał nóg na wieczność! Parafrazując: Choćbyś mnie całą wieczność prosił, nie zgodzę się na to! Jaki on zaborczy!

Ale gdy tylko Jezus mówi mu, że jeśli na to nie pozwoli, to nie będzie miał udziału z Nim – wtedy Piotr mówi: Całego mnie umyj! No bo jak już pojawia się zysk, udział, wtedy zmienia się rozmowa! Piotr ma chrapkę na dużo, bo nawet CAŁEGO siebie chce dać do mycia.

Piotr nie zrozumiał w ogóle gestu Jezusa. Piotr szukał zysku. I te dwie postawy Piotra powinny być dla nas przestrogą, gdyż i w naszym życiu jest tak, że albo wszystko my, albo wszystko Bóg. Już tłumaczę, co mam na myśli.

Często przyjmujemy wobec Liturgii dwie skrajne postawy. Pierwsza: Panie Boże, Ty sobie tu stój, a ja Ci kwiatki ułożę, ja kartki w Mszale ładnie poodwracam, ja ślicznie będę śpiewał, ja odprawię, ja przeczytam, ja, ja, ja… Druga postawa: Panie Boże, skoro chcesz, to masz mnie, ja Ci się cały daję, a Ty rób, co chcesz, ja Ci nie będę przeszkadzał. Rób jak chcesz i co chcesz. Nie będę się odzywał, śpiewał, angażował się, bo po co. Przecież Ty i tak mnie kochasz takiego, jakim jestem.

Ani w jednej, ani w drugiej postawie nie ma właściwego podejścia do Liturgii, bowiem pierwsza postawa to jest NADAKTYWNOŚĆ, natomiast druga, to zwyczajne OLEWATORSTWO.

Piotr, zabraniając Jezusowi umycia swoich stóp, głęboko się myli! Okazuje się, że to nie Chrystus, ale Piotr chce odwrócić rzeczywistą relację między Bogiem a człowiekiem. O tym, jaka jest rzeczywista relacja między Bogiem a człowiekiem, najlepiej mówi tekst zaczerpnięty z Ewangelii według św. Łukasza 12, 37: Kiedy Pan ich zastanie czuwających, gdy wróci, to każe im zasiąść za stołem, a sam obchodząc będzie im usługiwał. Czyli w wieczności, w Raju, będzie tak, że my usiądziemy za stołem, a Chrystus będzie nam usługiwał! Człowiek, który chce służyć Bogu, ostatecznie odkryje, że tak naprawdę to Bóg służy jemu.

Liturgia, to jest ciągle uobecniana w życiu Kościoła służba Chrystusa dla zbawienia człowieka, służba, która wyraża się w posłuszeństwie aż do śmierci na krzyżu. Jezus został wywyższony w zmartwychwstaniu, dlatego że stał się posłuszny, że się uniżył. To jest tajemnica paschalna Chrystusa – przejście Chrystusa w postawie sługi, w posłuszeństwie przez całe życie, aż do śmierci. To jest właśnie rzeczywistość, która uobecnia się, trwa w życiu Kościoła przez liturgię.

Jeżeli tak popatrzymy na istotę liturgii, to od razu zrozumiemy głębiej jedną cechę z nią związaną – wymaganie posłuszeństwa Kościołowi w jej sprawowaniu. W liturgii nie można niczego dobrowolnie zmieniać! Wszyscy w Kościele są zobowiązani do sprawowania liturgii w duchu posłuszeństwa.

Ale i nie tylko posłuszeństwa, również do braterstwa.

4. Braterstwo miłości w Chrystusie

W 18 rozdziale Ewangelii Janowej, mamy bardzo ciekawy dialog Jezusa z Piłatem. Piłat pyta Jezusa, czy jest Królem, na co Jezus odpowiada Piłatowi: Królestwo moje nie jest z tego świata. Co Jezus ma na myśli? To, że Jego królestwo NIE JEST TAKIE, JAKIE SĄ KRÓLESTWA TEGO ŚWIATA!

W tym świecie walczonoby, zadawanoby śmierć, a Jezus mówi – takie Moje królestwo NIE JEST.

A jakie jest?

Odpowiedź jest ściśle związana z przykazaniem danym nam przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy: Aute estin he entole he eme, hina agapate allelus kathos egapesa hymas – To jest przykazanie Moje, abyście miłowali siebie nawzajem, jak ja umiłowałem was. To przykazanie dał nam Jezus podczas ostatniej wieczerzy.

Miłować, czyli greckie agape. Animatorzy i Schola znają już znaczenie tego słowa: kochać i być gotowym oddać wszystko, nawet życie dla drugiej osoby – to kryje się za słowem miłować. To jest miłość rzetelna! Miłość DO KOŃCA! Gotowa wybaczać zawsze i wszystko – niesamowicie miłosierna!

Ale my nie będziemy gotowi sami z siebie do takiego miłowania! Nigdy! Bo to miłowanie może w nas stać się rzeczywistością tylko wtedy, gdy Pan, gdy Chrystus, stanie się moim Panem. Nie moją mocą zacznę miłować, ale Jego mocą! On będzie mnie uczył takiego miłowania.

Umywanie nóg – gest czyniony w kontekście celebrowania tajemnicy Eucharystii i kapłaństwa – wyraża głębię tego, co jest istotą tych sakramentów: uczynienie siebie sługą w stosunku do drugiego człowieka. Być sługą na wzór Jezusa, to wybaczyć temu, który mnie zranił. Wtedy też uzyska swój pełny wymiar moje służenie tajemnicy Jezusa Chrystusa.

Jezus oddaje swoje życie za nas. Przybity do krzyża, cały pobity, ubiczowany, wyszydzony i upokorzony oddaje swego Ducha w ręce Ojca (Łk 23, 46).

Jezus wyciągnął ręce między Niebem a Ziemią. W historii Mojżesza ten gest pojawia się wiele razy. Mojżesz wyciąga ręce do Pana. Gdy trzyma je wzniesione, izraelici wygrywają w bitwie z Amalekitami. Gdy opadają mu ręce ze zmęczenia, Izraelici przegrywają. Wtedy Aaron i Chur przybiegają i podtrzymują ręce Mojżesza – aż do momentu zwycięstwa Izraelitów (Wj 17, 8-16). Natomiast ręce Jezusa po prostu przybito do krzyża.

I Jezus zwyciężył. Umarł, lecz zmartwychwstał. Zwyciężył w najważniejszym zmaganiu się: z wolą własnego Ojca, gdy błagał o miłosierdzie dla nas, miłosierdzie, które mogłoby złagodzić sprawiedliwość, prosił o miłosierdzie dla nas, którzy jesteśmy zapatrzeni we własne „bycie bogiem”, pomieszane „bycie bogiem”, które płodzi często nienawiść, złość, gniew, wojny, śmierć, kłamstwo… To są nasze owoce.

A owocem największej naszej zbrodni, czyli zabicia Jezusa, jest życie wieczne dla nas. I to nie ze względu na jakieś wielkie nasze zasługi! Nie. To dzięki temu, że Jezus pokazał nam, czym jest posłuszeństwo wobec Boga. To On pokazał nam, że pełne Jego posłuszeństwo dało nam wszystkim życie.

Tym jest też służba!

Kiedy ktoś mnie rani, ja wybaczam. Zawsze.

Eucharystia nas tego uczy! Przekazanie znaku pokoju, konieczność bycia w jednym budynku z kimś, do kogo być może nie pałam sympatią. Więcej nawet! I ja i ten, kogo mogę nie znosić, stajemy się jednym ciałem, gdy przyjmujemy Pana w komunii. Stajemy się JEDNYM JEZUSEM.

To jest królestwo Jezusa.

Pełne przebaczenia, miłości, dobra, piękna. Pełne całkowitego oddania siebie, zrezygnowania z własnych planów! Wszystko oddajemy w ręce Jezusa, jako słudzy wobec Niego po to, by On ostatecznie obsłużył nas i doprowadził do życia wiecznego.

To wszystko nieustannie wyraża Liturgia Eucharystii.

My przygotowujemy Mszę Świętą, ale to Bóg jest gospodarzem. Ojciec daje nam swojego Syna: w Słowie i pod postacią Chleba i Wina. Mamy Boga w naszych rękach. I co z Nim robimy? Zabijamy Go!

Rozdzielenie ciała od krwi to zabijanie! Krew jest w kielichu, a Ciało leży na patenie – Bóg zabity! Sama krew dla Izraelitów była symbolem życia, dlatego też krew ofiar składanych ze zwierząt była oddzielana od ich ciała i rozlewana na ołtarzu na znak, że Bóg jest Panem życia. Ale chwilę przed komunią, kapłan łamie Hostię i jej cząstkę wpuszcza do kielicha. W Eucharystii połączenie Ciała i Krwi Chrystusa wskazuje na obecność Zmartwychwstałego – żyjącego i chwalebnego.

I ten Żyjący daje się nam, a my Go spożywamy, zjadamy! Łamiemy Go, gryziemy, miażdżymy! Zabijamy! I co się dzieje?

Wchodzimy w komunię z Nim. On mieszka w nas. On upodabnia nas do Siebie. On nas przeprowadza przez życie i śmierć do Życia Wiecznego, do prawdziwego i jedynego Królestwa Niebieskiego, do Domu Ojca.

Kochani moi.

To Jezus w Eucharystii nas obsługuje. Oddał za nas życie i pozostawił nam Swoje Ciało i Krew, abyśmy wchodząc z Nim w komunię stawali się podobni do Niego i byśmy potrafili stanowić jedno w Nim.

I tak na koniec: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 18). Te słowa z Ewangelii według świętego Mateusza padają chwilę przed pytaniem Piotra o to, ile razy trzeba przebaczać. Znamy odpowiedź: nie AŻ SIEDEM razy, ale SIEDEMDZIESIĄT SIEDEM RAZY!! Nie swoją mocą. To Jezus, obecny w nas i pośród nas umożliwi nam wybaczanie. W Nim bowiem wszystko jest możliwe.

Otwórzmy się więc na Jego działanie w Eucharystii.

[W przygotowaniu tej katechezy posłużyłem się: R.A. Burridge, Cztery Ewangelie, jeden Jezus?, Kraków 2014; F. Blachnicki, Chrystus Sługa światłem Kościoła, Kraków 2007; G. Ryś, Mandatum. To czyńcie na Moją pamiątkę (J 13, 1-20), Kraków 2013; Z. Kiernikowski, Dobra Nowina dla grzesznika, Pelplin 2004; Tenże, Od Paschy do Paschy. Katechezy wprowadzające w przeżywanie Triduum Paschalnego, Pelplin-Siedlce 2014; Tenże, Bliżej liturgii czyli o czym każdy wierzący wiedzieć powinien, Legnica-Wrocław 2015; I. de la Potterie, Męka Jezusa Chrystusa według Ewangelii Jana, Kraków 2006; oraz notatkami własnymi z medytacji.]

Eucharystia to nie ściema! – czyli katechezy liturgiczne

2. Jezus Drogą – Eucharystia Bramą: „Jam jest Drogą…”, czyli jak iść PO Jezusie.

Odczytanie: J 14

            Wiele treści jest w przytoczonym fragmencie, dokładniej mówiąc w tym 14 rozdziale Ewangelii według św. Jana. W jakiś sposób ukryte jest tu tyle znaczeń, że gdybym chciał wydobyć je wszystkie, to siedzielibyśmy tutaj aż do naszej dzisiejszej, wieczornej, Mszy Świętej. Ale to nie będzie konieczne!

1. Ewangelia

Ewangelia. Czym jest Ewangelia?!

Słowo ewangelia pochodzi od greckiego euangelion. Przedrostek eu- oznacza „dobry”, natomiast druga część tego słowa, to angelion, czyli słowo pochodzące od czasownika angello – „obwieszczać”, „zwiastować”. Stąd terminy grecki i łaciński (angelos, angelus) oznaczające anioła, czyli posłańca.

Euangelion, czyli po polsku Ewangelia, to „dobra wiadomość”, „dobre przesłanie”. Rozszerzając to pojęcie, możemy powiedzieć, że Ewangelia to nic innego, jak „dobre prowadzenie”, ukazanie dobrej drogi. Drogi dokąd? Do domu Ojca Jezusa (por. J 14, 2).

Wczoraj o tym domu była mowa – domu, w którym trwają symfonie na wielu płaszczyznach życia, wypływające z przebaczenia i pragnienia zbawienia dla nas – grzeszników. Pragnienia, które jest w Ojcu i jest możliwe dzięki Jego Synowi, Wcielonemu Słowu, Jezusowi Chrystusowi.

2. Droga

A o jaką drogę chodzi? Słyszeliśmy słowa Jezusa: Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. To Jezus jest DROGĄ. Tekst grecki jest bardziej konkretny, bo Jezus mówi o sobie: Ego eimi he hodos kai he aletheia kai he dzoe – Ja jestem DROGA i PRAWDA i ŻYCIE. Tu nie chodzi o to, że Jezus jest czymś, czyli drogą (Kim jest Jezus? Drogą), ale Jezus to to samo co DROGA (to tak, jakbyśmy zapytali Go, jakie jest Twoje imię, a On by odpowiedział: Droga; Jak ci na imię? Droga).

Jest w nas taka pokusa, zauważam to również w sobie, że my lubimy wskazywać drogę DO Jezusa, albo mówimy komuś, że jak szuka prawdy, to powinien pójść DO Jezusa, a jeżeli chce żyć, to powinien prosić Jezusa, żeby mu to życie dał. I niby wszystko jest w porządku, ale coś mi się tutaj gryzie… Bo Jezus stawia sprawę bardzo konkretnie! Szukasz prawdy? Jezus! Szukasz życia? Jezus! Chcesz wejść na dobrą drogę? Jezus!

Każda inna droga, poza Jezusem, jest drogą błędną! Nie będziemy uszczęśliwieni, kiedy ruszymy jakąś drogą do Jezusa. Wybaczcie, jeśli brzmi to mocno. Ma tak brzmieć! Nie można tak mówić!! Jeżeli komukolwiek wskazujemy drogę do Chrystusa, to skazujemy go na niepowodzenie! Bo JEZUS JEST DROGĄ! Trzeba wprowadzać ludzi na Drogę – na Jezusa! Stawiać ludzi na Drodze, na Jezusie! Jeżeli ktoś chce poznać Prawdę, to trzeba postawić go przed Jezusem, zderzyć go z rzeczywistością Jezusa Chrystusa. A jeżeli ktoś chce żyć, to trzeba mu powiedzieć: jak nie będziesz w Jezusie, nie będziesz żył. Bo Jezus to Życie. Poza Nim nie ma życia!

3. Droga a Ewangelia

No i co teraz? I jak to wszystko ma się do Ewangelii?

Ewangelista Marek w pierwszym wersecie pierwszego rozdziału pisze: Arche tu euangeliu Jesu Christu hyju Theu – a my tłumaczymy to najczęściej: Początek Ewangelii Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. I ten sam Marek na końcu swojej Ewangelii przywołuje słowa Jezusa w szesnastym rozdziale, piętnastym wersecie: Kai eipen autois: poreuthentes eis ton kosmon hapanta keryksate to euangelion pase te ktisei, czyli: I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Albo nieco innymi słowami, za tłumaczeniem interlinearnym: Podążywszy na świat cały ogłoście dobrą nowinę całemu stworzeniu!

Jaka jest ta dobra nowina?! Co jest treścią tej dobrej nowiny?! Jak ją rozumieć?

Żeby dobrze zrozumieć kwestię dobrej nowiny, trzeba nam dobrze przełożyć pierwsze zdanie Ewangelii według świętego Marka. A jak ten dobry przekład by brzmiał? Ewangelia, którą jest Jezus Chrystus. Taki przekład jest najbardziej pełny i właściwy. Nie chodzi o to, że poprzedni był zły. Nie był zły, ale ten: Ewangelia, którą jest Jezus Chrystus jest po prostu nieco lepszy.

Moi kochani! Jezus jest DOBRĄ NOWINĄ DLA NAS?! Dlaczego? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie.

4. Wydarzenie zbawcze Jezusa Chrystusa

Jezus Chrystus, który jest Słowem Boga, które było na początku (arche!), jak pisze św. Jan Ewangelista, przybył tutaj, na ziemię, pomiędzy ludzi. Zamieszkał pomiędzy nami! Dosłownie ten fragment 14 wiersza 1 rozdziału Ewangelii św. Jana, który brzmi: Kai ho logos sarks egeneto kai eschenosen en hemin tłumaczy się: I Słowo ciałem stało się i rozbiło namiot wśród nas. Tak, jak Arkę Przymierza przechowywano w namiocie podczas wędrówki z Egiptu do Ziemi Obiecanej, tak i Słowo między nami, pośród nas, rozbija swój Namiot. Jest obecne przy nas, z nami. Jest wśród nas. A 18 wiersz mówi: Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył, albo, jak tłumaczy to Ignace de la Potterie SJ: Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który powrócił na łono Ojca, On otworzył drogę.

Jezus otworzył nam drogę, kiedy wrócił do Ojca, kiedy powrócił na łono Ojca. W 14 rozdziale, który czytaliśmy na początku, Jezus sam o tym mówi – o swoim powrocie do domu Ojca. Ale nadal pozostaje pytanie: jak Jezus otworzył nam drogę do Ojca? Dlaczego On jest drogą? O co w ogóle w tym wszystkim chodzi?! Jest już tak gęsto od pytań…

Kochani moi.

Jezus przyszedł na świat. Jak o tym pisze św. Paweł w liście do Filipian: On to, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi (Flp 2, 6n). Bóg, który pozwolił na to, by być ograniczonym, by być podobnym do ludzi: być głodnym, jak oni, spragnionym, jak oni, by czuć ból i zmęczenie – jak oni. Stał się po prostu taki, jak my. Z jednym wyjątkiem: władca tego świata nie miał nic swego w Nim. Co to znaczy? Że Jezus był wolnym od grzechu. Jezus nie grzeszył. A jeżeli nie zgrzeszył, to nie ponosił odpowiedzialności, czy tez konsekwencji grzechu, a więc śmierci. Nie musiał umierać.

Nie musiał, to prawda, ale… Umarł. Wiemy o tym. Zmarł na krzyżu. Dlaczego? Aby  świat się dowiedział, że Jezus miłuje Ojca i tak czyni, jak Ojciec Mu nakazał. Jezus jest do końca posłuszny Ojcu.

Zanim Jezus stał się człowiekiem, w swojej boskiej naturze był ofiarą z siebie dla Boga Ojca, ponieważ każda Osoba Boska jest czystą relacją miłości z drugą Osobą Boską. Syn jest odwiecznym Aktem, całkowitym i bezkresnym aktem miłości do swojego Ojca; całkowicie i na zawsze ofiaruje się Ojcu, tak, jak Ojciec całkowicie daje się Synowi. Dlatego z chwilą, kiedy Jezus przyjmuje ludzką naturę, poniekąd musi tę naturę złożyć Ojcu w darze. I dzięki temu właśnie jest zawsze posłuszny Ojcu. Składa wszystko w ręce Ojca – bezdyskusyjnie i w pełni.

Po grzechu pierworodnym i po złamaniu Przymierza z Bogiem, które zawarte było pod Synajem i w ogóle w historii Narodu Wybranego jak również całej ludzkości, wszystkie grzechy wypełniały niejako Kielich Bożego gniewu. Ten Boży gniew jest sprawiedliwym gniewem, gdyż człowiek sam odwracał się od Boga, szukał pocieszenia we własnych pomysłach i planach, ukrywał się przed Bogiem, który nieustannie wychodził z kolejną propozycją, który szukał człowieka (m.in. por. Rdz 3, Wj 19. 32 i wiele innych). Człowiek obiecał Bogu gruszki na wierzbie, a kiedy okazywało się, że nie jest w stanie tego dokonać, dziwił się, gdy Bóg mu cokolwiek wypominał. Kielich Bożego gniewu wypełnił się.

W tekstach proroków i w Psalmach kielich jest symbolem stosunku do własnego życia (zob. Ps 16, 5). Brać kielich w ręce oznacza podejmować swój los wyznając, że jest w nim obecny działający Bóg (np. zob. Ps 116, 10-14). Otrzymać kielich do picia – to być poddanym konsekwencjom swego życia (zob. Ez 23, 31-34). Motyw przyjęcia kielicha symbolizuje wyrażenie zgody na swój los (jako spełnienie woli Boga) powraca też w czasie modlitwy Jezusa w Ogrójcu. Oddal ode mnie ten kielich – to znaczy: ten rodzaj umierania, ten mój los, lecz: nie moja, ale Twoja wola niech się stanie (Mk 14, 36 i paral.).

Jezus wziął na siebie odpowiedzialność za grzechy wszystkich ludzi! Gniew Jezusa za grzechy świata jest równie wielki jak gniew Ojca, jednak aby pojednać świat z Bogiem, Jezus pije kielich gniewu Bożego AŻ DO DNA, znosi trwogę konania i opuszczenia Boga przez grzeszników, bierze na siebie całą winę swych braci, ludzi, i w ten sposób kładzie kres gniewowi Bożemu.

To Jezus jako pierwszy wziął ten kielich, będący znakiem gniewu Boga (zob. Rz 1, 18) jako słusznej reakcji na grzech, by mocą swego wydania się za nas podać go nam jako kielich zbawienia.

W akcie męki i śmierci Jezusa wylał się na Niego cały kielich goryczy, gniewu Boga, kielich, którego my sami nie bylibyśmy w stanie przyjąć! Jezus go przyjął. I nie tylko przyjął, ale nie odpowiedział złem na zło, lecz pozwolił, by całe cierpienie, które go spotkało, wniknęło w Niego i na nim się zakończyło. On odpowiedział przebaczeniem: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

Jezus umarł. Złożył ofiarę ze swego życia. A co nastąpiło później?

Jezus PRZESZEDŁ PRZEZ ŚMIERĆ i ZMARTYCHWSTAŁ!

Dla każdego z nas śmierć oznacza koniec. Umieramy i już. Nasza ludzka natura ulega rozkładowi. Koniec. Definitywny koniec. I tak było aż do dnia, kiedy Jezus zmartwychwstał! Ten nasz definitywny koniec – a więc niewola śmierci – został skruszony!

Po grzechu pierworodnym śmierć kończyła nasze życie. Jezus natomiast przyjął ludzką naturę i PRZEPROWADZIŁ ją przez śmierć. Zmartwychwstanie bowiem nie jest wskrzeszeniem – ktoś umarł i znów żyje w tym świecie i na zasadach tego świata. Nie! Bo to oznacza, że taki ktoś znów musi umrzeć! A Jezus WSTAŁ Z MARTWYCH! Powstał do życia. Przeprowadził ludzką naturę przez śmierć i wprowadził ją do życia. Na nowo! Exodus Jezusa Chrystusa polega właśnie na tym.

Tak, jak Bóg przeprowadził Izraela przez Morze Czerwone, tak Jezus przeprowadził ludzką naturę przez Śmierć. Tak, jak Izrael stał się wolnym od panowania Faraona, tak ludzka natura stała się wolna od definitywnej śmierci – ludzka natura została wprowadzona w życie przez Jezusa Chrystusa. Ale to jeszcze nie koniec!

Jezus wstąpił do Nieba nie porzucając ludzkiej natury! Wprowadził ludzką naturę, jak mawiała św. Katarzyna Sieneńska – w morze boskości.

A co to oznacza dla nas?

5. Wejść do Nieba przez Chrystusa

Kochani moi!

To Jezus ma moc przeprowadzić mnie i was tą samą drogą, którą On przebył. Przyjmując Go jako Pana i Zbawiciela, ufając Mu i w pełni oddając się Jemu w każdym aspekcie życia, pozwalam Mu na to, by On przeprowadził mnie PRZEZ ŚMIERĆ DO ŻYCIA w sposób, jaki On uzna za słuszny!

Czymże jest więc Msza Święta? Czym jest Misterium Eucharystyczne? To rzeczywista obecność, to Ofiara! Ofiara to najwyższy akt religii, gdyż sprawia, iż uczestniczymy w samym życiu Syna Bożego: jest czystym aktem czci i miłości złożonym Ojcu na wieki. Chrystus wprowadza nas wszystkich w ten czysty akt bezgranicznej czci i miłości.

To cudowne! My ofiarowujemy Bogu Syna: składamy Twojemu Najwyższemu Majestatowi z otrzymanych od Ciebie darów: ofiarę czystą, świętą, doskonałą, która jest Twoim Synem. Tak mówi kapłan podczas Mszy Świętej. My za pomocą własnych cnót nie możemy wejść na łono  Ojca, ale Chrystus, wstępując do Nieba, zabiera nas wszystkich ze sobą na łono Boga. Bo jak w Adamie wszyscy zgrzeszyliśmy, a przez grzech podlegamy śmierci, tak w Jezusie i przez Jego posłuszeństwo wszyscy będą mieli udział w radości życia wiecznego (por. Rz 5, 12-21).

To właśnie przeżywamy podczas Mszy Świętej. Wchodzimy w najściślejsze życie Boga, w ową tajemniczą komunikację miłości, jaką Ojciec przekazuje Synowi, i która od Syna wstępuje do Ojca. W owym ogromnym strumieniu miłości zostajemy porwani przez samego Ducha Chrystusa; i przeżywamy tę ofiarę, ponieważ Syn Boży prowadzi nas ze sobą. Bo On stał się dla nas Drogą.

To jest właśnie Dobra Nowina, moi Kochani.

Nie przez nasze zasługi Bóg nas Zbawia, ale dzięki Synowi, w Nim i przez Niego. Jezus Chrystus ma moc dokonać w naszym życiu tego, czego dokonał w swoim życiu w ciele. Nasza ludzka natura, upodlona, może dostąpić chwały Nieba w dniu Zmartwychwstania, ale tylko wtedy, kiedy On stanie się naszym Panem i Zbawicielem, Przewodnikiem, jedyną Prawdą w która będziemy wierzyli (nie ma innej, prawdziwszej drogi do zbawienia!), jedyną Drogą, którą będziemy szli i Życiodajnym Źródłem (a nie szamani, uzdrowiciele, drzewka szczęścia, talizmany, amulety…).

Dlatego tak ważne jest wejście w komunię z Jezusem podczas Eucharystii – by On, będąc we mnie, mógł mnie przeprowadzić przez życie i śmierć. Bo jak pisze św. Paweł: Jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała MOCĄ MIESZKAJĄCEGO W WAS SWEGO DUCHA (Rz 8, 11).  Jezus sam powiedział przecież: Jeśli kto spożywa ten chleb [który zstąpił z nieba], będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim (J 6, 51. 54. 56)

Karmiąc się Jezusem pozwalam Mu na to, by to On decydował w moim życiu i by mnie wprowadzał do domu Ojca. Nie zawsze będzie mi się to podobało, dlatego właśnie tak ważna jest ufność.

Zaufajcie Panu! Pozwólcie Mu na to, by upodabniał was do Siebie i pozwólcie Mu siebie przeprowadzić przez życie ziemskie i śmierć aż do życia wiecznego.

[W przygotowaniu tej katechezy posłużyłem się: D. Barsotti, Pascha z Chrystusem. Jak zrozumieć Mszę Świetą, Kraków 2009; H. U. von Balthasar, Księga Baranka. Medytacje nad apokalipsą św. Jana, Kraków 2005; I. de la Potterie, Męka Jezusa Chrystusa według Ewangelii Jana, Kraków 2006; Z. Kiernikowski, Światło i moc liturgii. Katechezy liturgiczne. Część II, Warszawa-Siedlce 2005; Tenże, Dobra nowina dla grzesznika, Pelplin 2004; Tenże, Eucharystia w życiu i misji Kościoła, [w:] A. Jarosiewicz, P. Kot, Teologia Eucharystii w dobie I Kongresu Eucharystycznego Diecezji Legnickiej, Legnica-Bolesławiec 2014, s. 18-38; Tenże, Od Paschy do Paschy. Katechezy wprowadzające w przeżywanie Triduum Paschalnego, Pelplin-Siedlce 2014; oraz notatkami własnymi z medytacji. ]

 

Eucharystia to nie ściema! – czyli katechezy liturgiczne

1. Eucharystia darem dla grzeszników: Jak to było z Marnotrawnym?

Piętnasty rozdział Ewangelii według świętego Łukasza nazywa się Ewangelią  w Ewangelii. Rozdział ten składa się z trzech przypowieści: o zagubionej owcy, o zgubionej drachmie oraz o synu marnotrawnym. W związku z tym, że mamy trochę ograniczony czas, skupimy się od razu na przypowieści trzeciej.

Odczytanie: Łk 15, 11-32

1. Dać komuś spadek

Co znaczy dać komuś spadek?

Albo inaczej: jeśli ja teraz bym poszedł do mojego taty i powiedział mu: daj mi mój spadek, to co bym mu powiedział tak między wierszami? Dla mnie już umarłeś. Dla mnie nie istniejesz. Nie chcę, byś był moim ojcem.

Ojciec tego młodego człowiek na pewno został głęboko zraniony, ale szanował wolę swojego syna, więc podzielił spadek i dał mu to, czego ten zażądał. Syn wziął swoją część i poszedł w świat. I wszystko roztrwonił! A gdy roztrwonił swoje pieniądze, wtedy… w owej krainie, w której przebywał, nastał głód.

Nie macie czasami wrażenia, że póki macie materialne dobra (pieniądze, iphony, super laptopy, ekstra samochody, modne ciuchy) to jesteście kimś? Bo ludzie was szanują, akceptują? Czy nie jest tak, że grupa w której jesteście, akceptuje was tylko dlatego, bo przynosicie materialny zysk? A kiedy zabraknie pieniędzy, modnych ciuchów, super aut, iphona i tak dalej – nagle pojawi się głód? Głód obecności drugiego człowieka? Głód akceptacji? Głód miłości?

2. Być mniej niż świnią

Ten młody człowiek właśnie czegoś takiego doświadczył. Przestał się liczyć, bo stracił pieniądze. Stał się nikim w oczach nawet nierządnic, na które wydał większość swoich dóbr.

Stał się więc sługą mieszkańca owej krainy, człowieka, który zajmował się świniami. I tutaj rozjaśnia się pewna sprawa…

Świnie dla Żydów to zwierzęta nieczyste. Stado świń, to to wręcz gnój nieczystości! Ktoś, kto pasie świnie, to człowiek zepsuty do szpiku kości, brudny, nieczysty do głębi! Ojciec Adam Szustak, dominikanin, w jednej ze swoich konferencji powiedział, że idąc tym tropem, bardzo łatwo jest dojść do przekonania, że ten właściciel świń, to sam szatan. I coś w tym jest. Talmud, czyli komentarz do Tory, mówi: Przeklęty człowiek, który hoduje świnie (i przeklęty ten, który naucza swojego syna mądrości greckiej). Ale w tym fragmencie jest jeszcze jeden ciekawy zwrot!

Kiedy Łukasz pisze, że młodzieniec udał się do tego człowieka, nasze tłumaczenie mówi: przystał do jednego z obywateli owej krainy. Łukasz użył tam słowa: ekollēthē – dosłownie: przykleił się. Jak łatwo jest nam przykleić się do zła! Chcemy zaspokoić głód, przyklejając się do zła! Żebrzemy o jego łaskawość! Bo może nas przyjmie do domu?! Nie przyjmie. Wyśle cię do świń!

Nasz bohater chciał dostać chociaż strąki. Był tak głodny, że liczył chociaż na strąki! Ale szatan nas, ludzi, traktuje gorzej niż świnie. Świnie mają pokarm, a nasz bohater? Od nikogo strąków nie dostał…

To z nami robi szatan: traktuje nas gorzej niż świnie, chce nas poniżyć do poziomu gnoju, w którym siedzą świnie. Dla szatana to jest jedyne miejsce dla człowieka.

I w końcu ten młody człowiek zastanowił się, lub też, mówiąc inaczej, wrócił do siebie. Przestał żyć marzeniami. Dokonał zimnej kalkulacji, bardzo przyziemnej, i wiedział, że słudzy ojca mają co jeść. Przygotował sobie w myśli, co powie Ojcu. To tak, jakby napisał ściągę na ręce: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników, zabrał się i poszedł do Ojca.

Od tak.

3. Można przestać być synem?

Ojciec już z daleka zobaczył tego swojego syna. Co to znaczy? To znaczy, że go wyglądał. Ojciec nie przekreślił swojego syna! Czekał na niego! Też wzruszył się głęboko, do głębi. Mieliście kiedyś tak?

Ojciec biegnie do syna, rzuca mu się na szyję, całuje go, przytula do siebie, a syn…? Do końca wyrachowany, wyciąga rękę i zaczyna czytać to, co sobie przygotował: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem… i?

I głos mu zamiera…

Nie być synem…

Poczuł się dokładnie tak, jak poczuł się jego ojciec, kiedy ten młody człowiek zażądał od niego swojego majątku. On zabił ojcostwo w ojcu, teraz natomiast – zabił swoje synostwo. A zabić w sobie synostwo, to pozbawić siebie nadziei. On stracił nawet nadzieję…

Nie być synem. Zabić w sobie synostwo… Co za tragedia!

Lecz ojciec powiedział do sług… Ojciec nie zwraca się do syna, ale do sług i nakazuje im przynieść dla syna: najlepszą szatę, pierścień, sandały i przygotować ucztę.

Ubrał syna, by nie było widać, jak strasznie się sponiewierał w świecie. Odział go na nowo w godność człowieka. Dostał nawet sandały – najprawdopodobniej więc nie miał nawet obuwia. A kto chodził wtedy bez obuwia? Niewolnik. Syn przestał być niewolnikiem. No i pierścień… Pierścień jest związany niejako ze sprawą spadku – jeśli ojciec by umarł, syn musiałby udowodnić, ze jest jego synem. Jak? Pokazując pierścień, sygnet, znak, że ma prawo do spadku. Syn odzyskał spadek, który roztrwonił!

4. Symfonia

Starszy syn owego ojca był wtedy na polu. Kiedy wracał, usłyszał „muzykę i tańce”, dosłownie: ēkůsen symfōnías kaí chorōn.

Usłyszał symfonie! Nie jedną symfonię, ale wiele symfonii! Co kryje się za słowem symfonia? Symfonia różnych instrumentów jest możliwa wtedy, gdy każdy z nich dostroi się do kamertonu. Tutaj, w Ewangelii według świętego Łukasza, dźwięki symfonii, jakie doszły do uszu starszego syna, zwiastują mu stan radosnego pojednania, serdecznej harmonii tych, którzy są w domu ojca.

Ale starszy syn ēkůsen chorōn – usłyszał też śpiewy tańczących. Czym one są?

Choroí były to helleńskie tańce, a wśród nich, był specjalny, zwany perichórēsis – taniec wykonywany na okrągłym podium, zwanym również perichórēsis. Anaksagoras, astronom i filozof, określił tym słowem gigantyczny taniec kosmosu, ruch ciał niebieskich, natomiast teologia Wschodu nie znalazła lepszego słowa dla wyrażenia prawdy wewnętrznego życia Boga nad to słowo. Stąd i w teologii Kościoła Zachodniego perychoreza oznacza ów wir odniesień międzyosobowych, który Jezus objawia podczas ostatniej wieczerzy J 14, 6-11.

Starszy syn spotkał piękny świat, świat ludzi pojednanych, który go zaprasza.

Ale on jedynie się rozgniewał. Dlaczego? Bo w domu trwa symfonia z grzesznikiem! Cudzołożnikiem! Człowiekiem, który był niesprawiedliwy i niegodny w oczach swego starszego brata! A starszy brat siebie uważał za sprawiedliwego i godnego.

Jemu się należało. Tamtemu – nie.

5. Eucharystia

To dzieje się także dziś. Symfonia i śpiewy w domu, to nic innego, jak Eucharystia. Eucharystia jest DAREM DLA GRZESZNIKA! Na jakiej podstawie to stwierdzam?

Akt pokuty.

W języki łacińskim słowa celebransa brzmią: Agnoscamus peccata nostra, ut apti simus ad sacra misteria celebranda. Nasze tłumaczenie brzmi: Przeprośmy Pana Boga za nasze grzechy, abyśmy mogli z czystym sercem złożyć Najświętszą Ofiarę. A jak brzmiałoby tłumaczenie bardziej dosłowne? Uznajmy nasze grzechy, abyśmy stali się stosownymi/odpowiednimi/przystosowanymi do celebracji świętych tajemnic.

Sparafrazuję to nieco: Stańmy w prawdzie o nas i uznajmy, że jesteśmy grzesznikami, bo tylko wtedy będziemy dobrze usposobieni do przeżycia rzeczywistości Eucharystii, do przyjęcia daru od Boga!

Istnieje wielka pokusa, aby siebie uznawać za godnego, sprawiedliwego, miłego, wspaniałego, a równocześnie innych uznawać za gorszych od siebie! Na tym symfonia domu Ojca NIE POLEGA!

Kościół, który celebruje Eucharystię, Mszę świętą, Ofiarę i Ucztę, jest wspólnotą, która mając świadomość, że jest grzeszna i zbawiana jedynie dzięki Bogu, cieszy się z grzeszników, którzy pragną wrócić do Ojca, bo wie, że sama także potrzebuje nieustannego nawrócenia.

I to dokonuje się w trakcie Eucharystii.

Każdy z nas, bez wyjątku, jest grzesznikiem! I właśnie w tym jesteśmy tacy sami. Jedni może grzeszą bardziej, a inni mniej, ale każdy JEST grzesznikiem. I trzeba stanąć w prawdzie przed sobą i przed innymi, szczególnie przed Bogiem Trójjedynym, uznając to.

Bo może w nas powstać fałszywe przekonanie, że ja jestem bardziej godny bycia na Mszy, niż ten, który siedzi obok, bo nigdy nie przekroczyłem Bożego nakazu! Tak myśli człowiek pyszny, w którym nie ma pokory. Każdy z nas jest pyszny – to nasza skaza, pozostałość po grzechu pierworodnym: chcemy żyć dla siebie.

Symfonia domu Ojca, w którym odbywa się Uczta, polega na tym, że my wszyscy, stojący na tym samym stanowisku – grzesznika, pozwalamy na to, by Duch Święty, bez względu na nasze ludzkie zasługi, mniej lub bardziej dobre uczynki, jednoczył nas z Jezusem Chrystusem, który nikogo nie odtrąca, jeśli tylko przyjdzie się do Niego i uzna się, że On jest Panem, który może odmienić moje życie. Jezus nas wtedy usynawia, to znaczy – sprawia, że stajemy się dziećmi Boga, poprzez to, że Jezus upodabnia nas do siebie, jednocząc nas z Sobą.

Do Ojca możemy wrócić tylko poprzez bycie w Jezusie mocą Ducha. Nie dlatego, że ładnie wykonujemy gesty (to też jest ważne, ale nie najistotniejsze!), albo dużo dajemy na tacę, ale dlatego, że On nam przebacza. BÓG DAJE SZANSĘ! On tego chce i On tego dokonuje!

W 21 rozdziale Ewangelii według świętego Jana opisana jest historia, jaka wydarzyła się nad brzegiem Jeziora Tyberiadzkiego. Zanim jednak omówię to, co wydaje mi się istotne, zrobimy teraz szybki kurs greki.

W języki greckim mamy cztery słowa na określenie MIŁOŚCI: Eros, Storge, Filia i Agape.

Jakie są ich (uproszczone) znaczenia?

Eros – od tego słowa mamy polskie słowo erotyka. Jest to miłość cielesna. Storge – określa miłość w sensie czułości i przywiązania, np. miłość do matki. Filia – to kochanie, kochać kogoś. Natomiast Agape to miłować. A co znaczy miłować? To kochać całym sobą, będąc gotowym do wielkich poświęceń, do oddania wszystkiego, nawet własnego życia. To w całości, w pełni, oddać się drugiej osobie.

W przywołanym dwudziestym pierwszym rozdziale Ewangelii według świętego Jana mamy zapisany dialog Jezusa z Piotrem.

Chciałbym dotknąć tylko jednej kwestii.

Jezus pyta Piotra: Agapas me? (Miłujesz mnie?), a Piotr odpowiada: Filo se! (Kocham cię!). Jezus pyta Piotra o konkretną sprawę: czy jesteś gotów oddać za Mnie swoje życie? Piotr się zarzekał jeszcze niedawno, przed śmiercią Jezusa, że choćby wszyscy odeszli od Niego, to nie on, nie Piotr. A gdyby przyszło mu umrzeć z Jezusem – to umarłby! Ale… Jego słowa się nie sprawdziły. Zaparł się Jezusa, uciekł…

Jezus dwa razy pyta Piotra: Agapas me?, a Piotr dwukrotnie Mu odpowiada: Filo se.

Piotr staje w prawdzie o sobie – on tylko kocha. Kiedy Jezus po raz trzeci pyta Piotra, to pyta inaczej. Mówi: Fileis me? Kochasz mnie? Tylko mnie kochasz? Czyli jednak nie miłujesz?

Nie dziwię się, że Piotr posmutniał. Bardzo też lubię jego odpowiedź, szczególnie w języku łacińskim niesamowicie mnie porusza: Domine, Tu omnia scis, Tu scis quia amo Te – Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Panie, Ty wiesz, że ja jestem w stanie Ciebie tylko kochać. Tylko kochać… A Jezus mówi do Niego: paś owce Moje.

Właśnie taki Piotr – prawdziwy, słaby, nieumiejętny – staje się pasterzem trzody Pana.

Taka jest też prawda o nas: jesteśmy słabi i potrafimy tylko kochać. Filia – kochanie – dziś jest, a jutro może przestać być.

A Pan oddał za nas życie. Za nas, grzeszników.

Nie bez przyczyny rozpoczęliśmy tę konferencję od Przypowieści o Synu Marnotrawnym z Ewangelii według świętego Łukasza. Bo Łukasz jest kronikarzem miłosierdzia – jak określił go bp. Grzegorz Ryś. Dlaczego? Bo to w tej Ewangelii – i wyłącznie w niej – znajdują się opisy spotkań Jezusa z kobietą grzeszną, która obmyła Jezusowi nogi olejkiem (7, 36-50), epizod ze zwierzchnikiem celników Zacheuszem (19, 1-10), relacja o dobrym łotrze współczującym Jezusowie na krzyżu (23, 40-43). Tylko Łukasz zapisał też dwie najpiękniejsze przypowieści Jezusa o Bożym miłosierdziu. Jedna mówi o miłosiernym Samarytaninie (10, 25-37), druga o miłosiernym ojcu i dwóch braciach (15, 11-32). I w końcu to Łukasz kończy Kazanie na Górze słowami Jezusa: Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec (por. Łk 6, 27-36).

Jezus przychodzi do grzeszników. A co się stanie, jeśli my będziemy chcieli zapomnieć, że jesteśmy grzesznikami? Przestaniemy potrzebować Pana. No bo po co komuś, kto jest sprawiedliwy nad sprawiedliwymi Bóg pełen przebaczającego miłosierdzia?

Pomyślcie o tym do jutra. Zastanówcie się, czy stoicie przed Panem w prawdzie o sobie. Czy potraficie uznać, że jesteście słabi i grzeszni i, prawdę powiedziawszy, w ogóle niegodni Jego daru – Eucharystii, która potrafi przemieniać życie. Ja też się nad tym zastanowię. Bo to wszystko dotyczy nas w takiej samej mierze.

Jutro ciąg dalszy.

[W przygotowaniu tej katechezy posłużyłem się: L. Mycielski, Ewangelia w Ewangelii i moja spowiedź, Biskupów 2012; G. Ryś, Skandal miłosierdzia. Rozważania dla każdego, Kraków 2012; Z. Kiernikowski, Światło i moc liturgii. Katechezy liturgiczne. Część I, Warszawa-Siedlce 2004 oraz nagraniami konferencji o. Adama Szustaka i notatkami z własnych medytacji. ]