Szczęściarze? A może „biadacze”? Kim jesteśmy?

Kiedy na przygotowaniu Eucharystii z grupą z Drogi Neokatechumenalnej wybrzmiał tekst niedzielnej Ewangelii, w mojej głowie zakotłowało się od dwóch myśli. Przez tydzień wciąż i wciąż wracało to, co stało się owocem tamtego przygotowania, dlatego postanowiłem o tym napisać. Bo dla mnie było to ogromne zaskoczenie! 

Szósty rozdział Ewangelii wg św. Łukasza. Jezus wybrał Dwunastu i zszedł razem z nimi z góry na równinę. Tam znajdował się tłum Jego uczniów oraz wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu.

I to jest pierwsza rzecz, która mnie uderzyła. Łukasz przedstawia dwie grupy ludzi. Mamy tłum uczniów Jezusa oraz wielkie mnóstwo ludzi, którzy przybyli, aby słuchać Mistrza z Nazaretu i znaleźć uzdrowienie z chorób, a nawet dręczeń, których źródłem były duchy nieczyste. Jezus w tamtym czasie okazuje się mieć już sporą grupę uczniów (stąd później może wysłać jeszcze siedemdziesięciu dwóch w celu głoszenia i uzdrawiania).

I teraz następuje ciekawa rzecz. Bo Jezus podnosi oczy na swoich uczniów i to właśnie do nich kieruje cztery błogosławieństwa, oraz cztery „biada”. Ubodzy, głodujący, płaczący i ci, którzy są znienawidzeni przez ludzi – oni będą błogosławieni (gr. „makarioi” oznacza dosłownie „szczęśliwi”). Bogaci, syci, śmiejący się i chwaleni przez innych ludzi usłyszeli zgoła inne słowo: „biada”. Ciekawa sprawa… Bo Jezus zarówno błogosławieństwa jak i „biada” kieruje do tej samej grupy słuchaczy – tłumu swoich uczniów.

Spotkałem w swoim życiu wielu ludzi, którzy jeździli na pielgrzymki lub spotkania z modlitwą o uzdrowienie, gdyż byli gotowi słuchać i chieli znaleźć uzdrowienie. Niektórzy z nich wielokrotnie podkreślali, że to jest dla nich najważniejsze. Czy można ich nazwać „letnimi chrześcijanami”? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że Jezus nie do nich kieruje swoje słowa. Robi to do uczniów.

Jeśli na serio chcemy poznać Jezusa, naprawdę wejść z Nim w relację wiary i kształtować swoje życie zgodnie z Jego słowami, to wtedy stajemy się uczniami. Nie inaczej. W tej grupie uczniów Jezusa jest wielu ludzi – każdy ma inną historię życia. Jezus patrzy na nich i widzi głodnych, płaczących, znienawidzonych i ubogich i mówi do nich niejako: „Jeśli wejdziecie na drogę, którą wam wskazuję, staniecie się szczęśliwi, bo zrozumiecie, że wasze cierpienia mogą minąć, a nawet w nich można odnaleźć radość”. Jednak wśród tłumu swoich uczniów Jezus widzi też tych, którzy nie byli głodni, byli natomiast bogaci, śmiejący się i chwaleni przez innych. Do nich Jezus wydaje się mówić: „Jeśli wejdziecie na drogę, którą wam wskazuję, będziecie cierpieć, bo to jest droga, na której po ludzku się traci. Będzie wam ciężko zrezygnować z tego, co macie. I będzie to dla was bolesne”.

Greckie słowo oznaczające „biada”, to „uai”. Ciekawą uwagę czyni słownik grecko-polski Nowego Testamentu przy tym słowie: „okrzyk bólu lub gniewu”. Wydaje mi się, że w przypadku mowy Jezusa jest to okrzyk bólu, gdyż Jezus bardzo mocno utożsamiał się z ludźmi. Wiedział, jak bardzo bolesne doświadczenie stanie się ich udziałem. Przecież to byli Jego uczniowie, którzy poszli za Nim i słuchali Go, naśladowali, uczyli się sposobu życia, które On proponował. Dlaczego więc Jezus miałby nagle być na nich zagniewany? Przecież to dopiero początek! Wszystko się zaczyna!

Myślę, że najłatwiej jest utożsamiać się z tymi, którzy słyszą obietnicę szczęścia. Niechętnie natomiast przychodzi nam utożsamianie się z tymi, którzy słyszą biada. Wtedy, na spotkaniu grupy, dotarło do mnie, że nie głoduję, bieda nie piszczy, raczej jestem człowiekiem radosnym… Wtedy stanęło mi przed oczami wszystko, czego doświadczyłem, kiedy zapragnąłem iść za Jezusem. Pomyślałem sobie wtedy: „Kurczę! Jezus miał rację!”. Smutek i łzy. To przyszło! Nie raz, ani nie dwa razy, ale niezliczoną ilość razy! I BARDZO DOBRZE! Bo to jest namacalny dowód na to, że Jezus wciąż mnie uczy. Nie zrezygnował ze mnie.

Wypowiadane przez Jezusa słowo „biada” jest na wskroś przeszyte bólem. Jednak w tym bólu nigdy nie jesteśmy sami. Jezus jest obok. I tak jak pomaga przeżywać chwile pełne szczęścia, tak samo jest obok w chwilach bólu, łez i smutku. Jesteśmy Jego uczniami. Nie porzuci nas. Szybciej to my odejdziemy od Niego, ale nigdy nie będzie sytuacji odwrotnej. Nigdy.

Jeden komentarz do “Szczęściarze? A może „biadacze”? Kim jesteśmy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *