Już jakiś czas temu otrzymałem od mojej znajomej trochę niepokojącego smsa:
Przeczytałam ten fragment i nie mogę się pozbierać. Dziś by 'Tatusia’ posadzili za przemoc domową i założyli Mu niebieską kartę
Ta wiadomość spowodowała, że postanowiłem przeprowadzić małe, biblijne śledztwo.
O jaki fragment chodzi?
Czytanie z Listu do Hebrajczyków. Bracia: Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi, a zapomnieliście o napomnieniu, z jakim Bóg się zwraca do was jako do synów: <<Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje>>. Trwajcie w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?
Powyższy cytat został jeszcze opatrzony jednym, małym komentarzem mojej znajomej. Warto go przytoczyć:
W świetle powyższego przestaję prosić o miłość! Okazuje się, że akurat miłości w ujęciu Pawłowym w moim życiu dostawałam pod dostatkiem. PS. Nie jestem pewna, czy żartuję…
Po kilku dniach chodzenia z wieloma pytaniami, wziąłem w końcu do ręki grecki tekst listu i słownik grecko-polski. Postanowiłem sprawdzić, skąd tak mocne słowa w Liście do Hebrajczyków. Bo faktycznie – skoro Bóg chłoszcze tego, kogo za syna przyjmuje, to orędzie Ewangelii o Bogu, który jest miłością, wydaje się być nieco naciągane… No chyba, że uznamy biczowanie kogokolwiek za jakiś dziwny sposób okazywania miłości. Jednak wtedy rodzą się kolejne pytania, a jedno z nich brzmi: czy kiedy w zwyczajnej rodzinie ojciec bije swoje dzieci lub znęca się nad nimi, ktokolwiek powiedziałby, że czyni to z miłości? To naprawdę nie brzmi jak coś „normalnego”.
Najpierw ustaliłem więc jakie greckie słowo pada w miejscu, które przetłumaczono jako „biczować”. Jest to greckie mastigoi – faktycznie oznacza ono „biczować”, jednak nie tylko. Ma ono jeszcze jedno znaczenie: „ćwiczyć kogoś”. Wtedy zorientowałem się, że sam tekst jest cytatem ze Starego Testamentu, dokładniej z Księgi Przysłów 3, 11-12. I choć Autor Hbr cytuje tekst najprawdopodobniej za Septuagintą (greckie tłumaczenie Starego Testamentu), to tłumaczenie z Biblii Tysiąclecia brzmi:
Karceniem Pana nie gardź, synu, nie odrzucaj ze wstrętem strofowań, Pan bowiem karci, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi…
Tu nie pada nic o biczowaniu! Co ciekawe sam motyw karcenia wraca w Księdze Apokalipsy 3, 19:
Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!
Wygrywa więc słowo „ćwiczyć”, nie słowo „biczować”.
Wiele zależy od tłumaczy – jak oddadzą dane słowo. Ale w kontekście szerszym, który próbowałem wskazać powyżej, wychodzi na to, że greckie „mastigoi” należałoby oddać jako „ćwiczyć kogoś”, a nie chłostać.
Bóg faktycznie poddawał próbie wielu: Abraham, Jakub, Józef, Mojżesz, Izajasz, Jeremiasz, ostatecznie sam Jezus został poddany próbie. Jednak ta próba najczęściej była doświadczeniem zła wymierzanym przez innych ludzi, nie przez Boga! Bóg, który jest miłością, nie znęcałby się nad jakimkolwiek człowiekiem, bo ani nie sprawiłoby Mu to radości, ani tym bardziej nie dało żadnej satysfakcji. Bóg jest OJCEM pełnym miłosiernej miłości. My sami przez nasze własne wybory sprawiamy, że musimy później mierzyć się z ich konsekwencjami, ale wtedy Bóg staje przy nas, po naszej stronie, żeby nas wspomóc, dodać siły i odwagi. Bo On jest wierny pomimo naszej niewierności.
Hans Urs von Balthasar w interesujący sposób wyjaśnia pewien opis z Apokalipsy, mówiący o Siedmiu Plagach Ostatecznych, które spadają na świat. W tym opisie pada stwierdzenie dotyczące gniewy Bożego. Trochę celowo o tym wspominam, gdyż biczowanie kogokolwiek najczęściej kojarzy nam się z gniewem i karą. W książce „Księga Baranka” tak wyjaśnia on znaczenie tych plag:
W Starym Testamencie, a w sposób definitywny w Nowym, gniew Boga oznacza niewzruszoną stanowczość Bożej miłości, która nie chce i nie może paktować z niczym, co się sprzeciwia jej czystemu ogniowi. Zło, które wżarło się w ludzkie serca, musi je opuścić za wszelką cenę i zostać wyrzucone ze świata, tak, żeby poza sobą samym niczego już nie mogło pożerać – pozostanie dym kadzideł wznoszący się ku niebu po wieczne czasy. Znaczy to wreszcie, że Apokalipsę można czytać i wyjaśniać tylko w świetle całej Dobrej Nowiny. Duch, który natchnął Nowy i Wieczny Testament, nie może w ostatniej księdze usunąć tego, co wcześniej objawił: że Bóg jest Miłością. Księga ta została dodana na koniec, żebyśmy nie myśleli, że już wystarczająco wiemy, czym jest miłość, i żebyśmy ognia Bożej miłości nie mierzyli naszym żałosnym, ziemskim płomykiem.
Nie możemy mierzyć ognia Bożej miłości naszym żałosnym, ziemskim płomykiem. Jego miłość jest o wiele większa! O wiele wspanialsza! O wiele czystsza!! Bóg chce, byśmy kochali choć trochę tak, jak On. Choć odrobinę. I ćwiczy nas w tym, kiedy dopuszcza różne, trudne sytuacje, kiedy na naszej drodze stawia ludzi, których powinniśmy kochać, choć są nam nieprzychylni, a czasami są po prostu dla nas wrogami. Takie momenty to najlepsza nauka miłości na wzór miłości Boga – cierpliwej, wiernej, pokornej, trwałej, miłosiernej, przebaczającej… Jednak czynienie z Boga kata, który wymierza chłostę człowiekowi, to lekkie nieporozumienie. Bóg nas nie chłoszcze, a już na pewno nie z miłości, On wie bowiem, że my sami często jesteśmy dla siebie katami, biczownikami.
Bóg jest miłością. Przestańmy tę Jego miłość mierzyć naszym żałosnym, ziemskim płomykiem.