Wiele razy wydawało mi się, że Bóg o mnie zapomniał, że idę sam drogą i nie mam pojęcia, dokąd ona prowadzi. Zastanawiałem się, dlaczego Pan mnie pomija, dlaczego pozostawił mnie na pastwę moich słabości, niemocy i grzechów. Uważałem wielokrotnie, że już nie dam rady, że to koniec, że nie zrobię kolejnego kroku. Przychodził jednak dzień, kiedy zaczynałem rozumieć, że się myliłem. Pan nie odszedł. Nie porzucił. Nie zapomniał. Co więcej – był. Nienachalny, niezauważalny, cichy i pokorny – ale był. Przypomina mi o tym to, co pisze Izajasz: „On daje siłę zmęczonemu i pomnaża moc bezsilnego”. Wystarczy Jemu zaufać. Pan nie porzuca – On odpuszcza nam nasze winy, leczy nasze choroby, ratuje nas od zguby, obdarza zmiłowaniem. Jest zaangażowany w nasze życie, bo jest miłosierny! Bo jest nieskory do gniewu i niesamowicie cierpliwy. W chwilach beznadziei, trudu ponad siły, gdy jesteśmy obciążeni winami – możemy przyjść do Niego. Ten, którego przyjście jest znów #oJedenDzieńBliżej, pokrzepi nas i da nam ukojenie. On sam jest jak oaza w środku pustyni życia, jak źródło na stepach bezsilności, jak odrobina wody, gdy pragnienie jest nie do wytrzymania. Boimy się przyjąć to, czego On od nas wymaga, bo wydaje nam się, że to ponad nasze siły. Ale zapominamy, że Jego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie. To nie nakazy Boga nas przytłaczają, ale nasze grzechy, nasze błędne decyzje, nasze niewierności. Ale Bóg nie odpłaca nam według naszych win. Nie. Bóg obdarza nas niezliczonymi dobrodziejstwami. Problem w tym, że zbyt szybko o każdej dobrej rzeczy otrzymanej od Niego zapominamy. Ja o wielu takich rzeczach zapominam, zamiast Mu dziękować, bo gdyby nie On, byłoby o stokroć gorzej.
Iz 40, 25-31; Ps 103; Mt 11, 28-30